Nowa klasa C swoim wyglądem obiecuje luksus i prestiż topowej limuzyny Mercedesa za jedną trzecią jej ceny. Jak jest w rzeczywistości? Jest tylko jeden sposób, by się przekonać – porównać je ze sobą!
Właściwie wszystkie małe limuzyny Mercedesa od W201 „Baby Benz” począwszy, na ostatnim CLA skończywszy, cieszyły się dużą popularnością będąc udanymi samochodami, choć żadna z nich nie zbliżyła się do bycia pełnowartościowym sedanem z gwiazdą na masce – nie miały tego komfortu, nie wzbudzały takiej zazdrości czy w końcu nie budziły takiego posłuchu na ulicy, co choćby bardzo zbliżona technologicznie do klasy C przez wiele lat klasa E. Teraz po raz pierwszy ma szansę się to zmienić, bowiem model W205 wzorem taktyki stosowanej w Audi z modelami A4 i A8 przeskakuje wizerunkowo bezpośrednio do klasy S, swoim wyglądem i ambicjami udając flagowy model marki.
Klasa C to niezmiennie bardzo ważny element gamy, w globalnej skali pozostający najlepiej sprzedającym się produktem Mercedesa z tej ogromnej i nieustannie rozwijającej się palety modelowej. Za coraz większą dywersyfikacją modelową kryje się jednak coraz większe zbliżenie części niewidocznych dla oczu. Klasa C jako pierwsza bazuje na platformie MRA, z której będzie korzystać w przyszłości większość tylnonapędowych aut z gwiazdą na masce. W blisko połowie zbudowana jest z aluminium, co miało bardzo duży wpływ na obniżenie wagi w stosunku do poprzednika o całe sto kilogramów.Od podwozia, przez silnik aż po wygląd, nowa klasa C zwiastuje sposób myślenia i proces tworzenia samochodów przez Mercedesa na najbliższe lata. Nie była jednak pierwszą oznaką powrotu marki do wielkiego blasku, stylu i niewidzianej w Stuttgarcie od lat formy. Nim była fantastyczna klasa S – jeden z najlepszych debiutów motoryzacyjnych ostatniej dekady. Pierwszy raz zachwycaliśmy się nią opisując wnikliwie na początku tego roku w jednym z pierwszych w Polsce porównań debiutującego równolegle Audi A8 po face liftingu (nie miała wyboru – musiała je we wygrać – zobacz nasz werdykt). Oczywiście, ta dwójka nie stanowi dla siebie w jakimkolwiek stopniu rynkowej konkurencji – gdy cennik klasy C się kończy (wyłączając specjalnego C63 AMG), potrzeba jeszcze 130 000 złotych, by myśleć o podstawowej klasie S. Miejsce to wypełniają modele E i CLS. Klasa S służy nam tu za to jako punkt odniesienia, weryfikator ambicji nowej klasy C mający pokazać, ile w niej jest z tej flagowej limuzyny marki.Podobieństwo między tą dwójką sugeruje przede wszystkim bardzo zbliżony wygląd. Czerpiąca całymi garściami z robiącego duże wrażenie wyglądu klasy S, mniejsza C prezentuje się równie nowocześnie. Szef stylistów Mercedesa Gorden Wagener opiera siłę oddźwięku swoich projektów na grze świateł wyrzeźbionego nadwozia i biżuteryjnych detali: sporej ilości chromu i wyszukanym, dopracowanym do najmniejszego szczegółu formom świateł. Efekt robi duże łał: sprawia wrażenie, jakby przeskakiwał poprzednika co najmniej o dwie generacje (podobnie zresztą jak odwieczną konkurencję z Ingolstadt i Monachium).Nowy styl Mercedesa został tutaj zaadaptowany w bardzo zgrabny sposób. Pociągające proporcje z długą maską i poderwanym do góry kuperkiem wyglądają lekko i nowocześnie, podczas gdy na jego tle klasa S ujawnia swoje ogromne rozmiary i dużo bardziej dojrzały charakter. Warto zwrócić uwagę na ciekawy detal: klasa S pozostała już jedynym modelem marki z klasycznym grillem z czterema żebrami poprzecznymi i wystającym „celownikiem” na masce.Podobnie jak cała reszta, klasa C poszła drogą wywodzącą się ze sportowych modeli z bogatej historii marki: na masce spoczywa płaski znaczek, a grill dominuje duża gwiazda wsparta na dwóch masywnych żebrach. W każdym detalu nowa C przekonuje, że nie została wyrzeźbiona po to, by pozostać niezauważoną na drodze. Jeśli jednak komuś jest mało, w sukurs przychodzą pakiety Sport i AMG usilnie pracujące nad jeszcze mocniejszym wizualnym oddziaływaniem.C jest teraz całe 95 mm dłuższa i 40 mm szersza od poprzednika, ale do S dalej jej bardzo daleko – flagowy produkt Stuttgartu ma 195 mm dłuższy rozstaw osi, i to zanim zamówimy wybieraną przez większość wersję przedłużoną. Jednak i owa wersja Lang nie jest ostatnim słowem w zakresie przestronności – to będzie należeć dopiero do jeszcze dłuższych, bardziej bezwstydnych i droższych wersji, które nadejdą – jak właśnie debiutujący Maybach S 600.Klasa C chyba za bardzo zapatrzyła się na podstawowe W222, bowiem nie imponuje ilością miejsca, szczególnie w tych subiektywnych kategoriach, jak widoczności, ilości światła dostającego się do środka, odległości ciała od szyb i dachu. Szczególnie z tyłu może brakować miejsca mającym wysokie wymagania co do Mercedesów. Ale jeśli nie jesteś z Chin, nie kupujesz C-klasy po to, by jeździć nią z szoferem – dzieci będą i tak bardziej niż zadowolone z takiego otoczenia. Z niemiecką precyzją klasa C wpasowuje się w standard narzucony przez BMW 3er i Audi A4, dysponując bagażnikiem o dokładnie takiej samej co one pojemności 480 litrów.Co ciekawe, widać, że nie był on tymczasem jednym z priorytetów przy tworzeniu klasy S, bowiem jej kufer jest tylko symbolicznie większy – ma 510 litrów. Na pocieszenie zostają bardzo wygodne fotele – S-klasa nie ma innego wyjścia jak zachwycać jednymi z najwygodniejszych siedzisk, jakie kiedykolwiek pojawiły się na Ziemi, ale i te w klasie C są bardzo dopracowane i pozostają wygodne także w długich podróżach.Bez wątpienia bardzo duże wrażenie robi natomiast wykonanie wnętrza – jego projekt, wykończenie i użyte materiały. Nie jest to kabina Mercedesa w starym dobrym stylu – co do pewnego stopnia swoją masywnością i barokowym bogactwem chce ucieleśniać nowa S-ka – ale świetny projekt, redefiniujący te tradycyjne wartości marki w nowoczesny sposób. To prawdopodobnie najlepsza, wzbudzająca największe pożądanie kabina w tym segmencie: ma uniwersalny, ponadczasowy i świetny styl, w przeciwieństwie na przykład do uderzających tylko w pojedyncze gusta i szokujących dzisiaj, a śmieszących jutro luksusowych limuzyn z Japonii.O ile kokpit poprzednika wzbudzał emocje co najwyżej u emerytów, ten oczaruje po równi starych i młodych. Tego chyba nie dało się zrobić lepiej – przynajmniej tak się wydaje do momentu, gdy wsiądzie się do klasy S. Wtedy dopiero widać, na ile jeszcze sposobów można zaimponować, zaskoczyć czymś nowym nawet rozbestwionego milionera przyzwyczajonego do błyskotek i pretensjonalnych luksusów na każdym kroku swojego życia.W żaden sposób nie umniejsza to osiągnięć C-klasy – ma po prostu pecha, że obecna klasa S dzierży tytuł robiącego największe wrażenie i najbogaciej wyposażonego wnętrza aż do ligi Bentleya, w której bez kompleksów zresztą też miesza. Projekt C-klasy jednak miejscami godnie je naśladuje, przemycając zwykłym ludziom trochę z tego świata wielkich i bogatych – mami dużą ilością metalu i dostępnymi wśród opcji bardzo wyszukanymi sposobami wykończenia. Bardzo mało tu słabych stron, za to dużo dobrych detali – w końcu większość jest dzielonych z tymi większymi modelami, także klasą E.Na wysokim poziomie stoi także wyposażenie klasy C – dwustrefowa klimatyzacja i Bluetooth to już standard o który nikt nie pyta w tym segmencie, ale bardziej młodzieżowy (w oczach statecznych biznesmenów) charakter tego modelu przejawia się przez takie multimedialne bonusy jak dwa złącza USB i umocowany w stylu nonszalancko rzuconego tabletu siedmiocalowy wyświetlacz środkowy (może mierzyć nawet 8,4 cala za dopłatą), z którego można obsługiwać dedykowane aplikacje ściągane z internetu.Podobnie jak w klasie S, jest atomizer zapachów, jonizator powietrza, wyświetlacz head-up display i tyle elektroniki, że można by obdzielić nią całe targi elektroniki CES w Las Vegas. Wiele z obecnych tu systemów bezpieczeństwa debiutowało właśnie w klasie S, jak system ostrzegający o ryzyku zderzenia z innymi użytkownikami ruchu ze wszystkich stron, w tym z tyłu. W niektórych wersjach klimatyzacja wykorzystuje nawet nawigację, by po wjeździe do tunelu automatycznie przejść w tryb obiegu wewnętrznego – klasa C otwiera drzwi na technologiczne cuda, które do tej pory były zarezerwowane tylko dla samochodów z ceną stojącą po złej stronie pół miliona złotych.Podobnie jak w klasie S tu funkcjonuje już odświeżone menu systemu COMAND i debiutujący mniej więcej w tym samym czasie w obydwu modelach nowy, elegancki touchpad – zgrabna i ładna odpowiedź na podobne gładziki stosowane w modelach Audi (choć nie A4) i BMW (z serią 3 włącznie). Może dziwić, że zestaw dwudziestu głośników to w klasie C dopiero poziom wyjściowy, z którego można awansować do systemu opracowanego przez bardzo szanowaną wśród audiofilów, berlińską manufakturę Burmester.Opracowała ona także doskonałe nagłośnienie do klasy S – co w sumie jest najlepszym dowodem na to, że jego wybór jest już raczej snobizmem… Standardowy zestaw powinien więcej niż usatysfakcjonować standardowego odbiorcę. Także on ma dedykowane komory rezonansowe, widziane wcześniej u Mercedesa tylko w klasach S i SL.Bardzo ciekawa jest sprawa różnic w prowadzeniu między tą dwójką. Zacznijmy od rzeczy podobnych: w obydwu pracuje ta sama automatyczna skrzynia 7G-Tronic – co prawda już niedługo, bowiem Mercedes wprowadzi zaraz do klasy S przeskakujący pod względem liczby przełożeń BMW serii 7 i Audi A8 dziewięciobiegowy automat. Obecna tu skrzynia pracuje bardzo gładko, ale ośmiobiegowy ZF występujący w BMW serii 3, Jaguarze XF czy Maserati Ghibli potrafi i to, i jeszcze błyskawicznie reagować na nagłą chęć przyspieszenia kierowcy, zrzucając bez chwili wahania parę biegów w dół. Pod tym względem Mercedesy są dalej tak samo konserwatywne jak czterobiegowy automat w W124.Większe różnice widać dalej: prowadzenie C jest dużo bardziej bezpośrednie niż w klasie S, której reakcje muszą być spóźnione i wygładzone dla nieustannego komfortu Jaśnie Pana jadącego na tylnym fotelu. W odosobnieniu jednak mniejszy z sedanów też wydaje się bardzo stabilny, dobrze wyciszony i płynnie tłumiący nierówności – w sam raz na ukojenie nerwów podczas miejskiego sprintu czy też odprężającej podróży przez kraj. C straciła kolejną szansę, by zbliżyć się do dynamicznego talentu serii 3 – ale to dobrze, bo nie wszyscy jej sportowego charakteru potrzebują. BMW można zostawić swoją specjalność, tymczasem klasa C, jak na Mercedesa przystało, wybija się na tle konkurencji komfortem.Po raz pierwszy w tym segmencie producent oferuje zawieszenie pneumatyczne dla wszystkich czterech kół – co prawda za dopłatą godną klasy S, więc będzie to raczej rzadki wybór. Tu na wszystkich czterech rogach osadzono zawieszenie wielowahaczowe. W żaden sposób nie może ono zastąpić pneumatyki, ale jak na swoje warunki C pozostaje kojąco delikatna, a przynajmniej tę lukę po najwyższym poziomie izolacji od drogi wypełnia bardziej wyostrzonymi reakcjami na ruchy rąk kierowcy – nowy projekt układu wielowahaczowego, bardziej zbliżony do typowego zawieszenia z podwójnymi wahaczami, pozwala lepiej kontrolować wychylenie koła przy dużym obciążeniu.Idąc za przykładem konkurencji, przeciwieństwie do klasy S tu nie ma sześciocylindrowych diesli, które zdecydowanie przewyższają charyzmą, dźwiękiem i kulturą pracy proletariackie rzędowe czwórki. Prezentowany tu motor o pojemności 2,1 litra to dobry wybór, który zasługuje na bycie najczęściej wybieraną wersją. C220 BlueTEC ze swoimi 170 końmi i tradycyjnym automatem nie porywa, chociaż siedem biegów i zdrowe 400 Nm pozwalają wydobyć z niego zadowalającą elastyczność. Silnik nie musi wchodzić też przez to na wysokie obroty, co oszczędza pasażerom mało fajnego dźwięku czterech karmionych olejem napędowym cylindrów i wibracji. Ogólny poziom komfortu akustycznego jest dobry – kabina jest mocno wyciszona, izoluje od świata już na poziomie nieodległym od pancernej klasy S, nawet jeśli silnik ten nie jest tak cichy i gładko pracujący jak wysokoprężne V6, które dostąpiły zaszczytu pracować pod maską klasy S (także w konfiguracji hybrydowej).W przypadku jednostek wysokoprężnych zarówno w klasie C, jak i S, trzeba pamiętać o uzupełnianiu dodatku do paliwa AdBlue. Ten znany póki co raczej z ciężarówek roztwór ograniczający zawartość tlenków azotu w spalinach jest obowiązkowym dodatkiem do wszystkich silników BlueTEC. Zasięg dodatkowego zbiornika tego specyfiku nie jest na tyle duży, by zupełnie się tym nie przejmować, a jego uzupełnianie nie jest tak proste (i tanie) jak paliwa na stacjach – Mercedes deklaruje, że tam kierowcy aut osobowych będą mogli go tankować w przyszłości, póki co zostają im autoryzowane serwisy marki… Takie czasy – producenci chwytają się różnych, czasem wręcz kuriozalnych sposobów na obniżanie wyników zużycia paliwa i emisji spalin – klasa C standardowo posiada zaledwie 41-litrowy bak (tak by obniżyć masę samochodu podczas homologacyjnych testów spalania), powiększany do normalnych rozmiarów dopiero po symbolicznej dopłacie. Jednak za tymi wszystkimi niedogodnościami na końcu stoi godna ich nagroda – imponująco mały aptety na paliwo w rzeczywistych warunkach. W tej wersji klasy C osiągnęliśmy średni wynik niewiele powyżej 6 l/100 km, w 258-konnym Mercedesie – poniżej 8 l/100 km. Niewiarygodne, a jednak prawdziwe.Bezpośrednie zestawienie tych samochodów dowiodło tego, czego oczywiście można było się spodziewać – klasa C nie stoi na równi z klasą S. Nigdy zresztą nie będzie, niemniej robi doskonałą robotę udając małą klasę S swojego segmentu i to jest właśnie to, czego kupujący potrzebują. Tylko jeśli bardziej cenisz wciągające prowadzenie w weekend niż komfort przez pozostałą część tygodnia powinieneś wybrać BMW, we wszystkich pozostałych przypadkach to klasa C jest teraz najlepszym wyborem w tym segmencie. Przynajmniej do czasu pojawienia się nowego Audi A4, co nastąpi już za kilka miesięcy…Podstawowe dane techniczne:
Jakby autor miał pojęcie o mercedesach to wiedziałby że tradycyjne grile z celownikiem są cały czas dostępne w c klasie i e klasie w wersjach elegance
no kolega ma równie dobre pojęcie na temat Mercedesów jak "AŁDI":-))))) w teście Jaguar vs RS6 kto to jest Matt Z,,??