The Grand Tour w piątek uraczyło widownie na całym świecie pierwszym odcinkiem. Świetny montaż i samochody, jednak nie obyło się bez pewnych niedociągnięć. No i najważniejsze jak wypada na tle Top Gear'a?
Już w pierwsza scena robiła wrażenie i mogła spowodować u fana Top Gear zakręcenie się łezki w oku. Moment w którym na autostradzie Clarkson spotyka swoich przyjaciół Hammonda i Maya w podobnych Mustangach jest nie do opisania. Wszystko nakręcone iście filmowo i wręcz idealnie pod względem technicznym. Scena za 11 mln dolarów ukazała mnóstwo samochodów, scenę z gwiazdami rocka i klimat znany z Mad Maxa.
Porównanie trzech hipersamochodów w postaci McLarena P1, Ferrari LaFerrari i Porsche 918 Spyder wypadło bezbłędnie a po każdym ujęciu chciało się coraz więcej. Jednak nie wszystko wyglądało tak kolorowo. Interakcja między widzami w studio, a prowadzącymi na temat sił powietrznych Anglii i USA wydawała się przydługawa i trochę nakręcona na siłę, natomiast zaproszenie gwiazd do studia, które po chwili umarły na skutek upadku czy ugryzienia przez węża należy przemilczeć. Oczywiście klimat został utrzymany w charakterze dawnego Top Gear'a z trójką sprzeczających się ze sobą prowadzących, a pozostałe żarty i sentencje utrzymano na wysokim poziomie. Pozostaje czekać na kolejne odcinki, które mogą być jeszcze lepsze. Obecny Top Gear może drżeć w obawach jeszcze gorszej oglądalności, na rzecz świetnego The Grand Tour.