Po aferze Dieselgate związanej z Volkswagenem większość myślała, że nic podobnego nie będzie miało miejsca przez następne długie lata. Jednak fakty są inne, a w tarapaty wpadło Renault, które rzekomo fałszowało wyniki podczas pomiarów emisji spalin.
Według doniesień agencji AFP o przekręcie wiedział cały zarząd firmy, a zafałszowane dane mogą sięgać nawet 25 lat wstecz. Problem jest można powiedzieć "typowy", czyli elektronika wykrywała test homologacyjny w aucie przez co silnik działał w zupełnie innym bardziej "przyjaznym" środowisku trybie.
Mówi się, że sam prezes zarządu Carlos Ghosn wiedział o wszystkim. W niezależnych testach wyszło, że emisja w przypadku Clio IV czy Captura różni się o 350% w porównaniu do tego co widnieje na papierkach. Wobec tego skandalu giełda również nie pozostała obojętna, a akcje spółki spadły o 3,2%. Oczywiście problem nie dotyczy tylko Renault, ponieważ producent dostarczał silniki do takich aut jak Mercedes czy Nissan.