Ford od dawna zapowiadał powrót swojej nieobecnej od 24 lat
terenówki i w końcu ją zaprezentował. Bronco powraca jako dwu- lub
czterodrzwiowa terenówka oraz zorientowany bardziej na asfalt model Bronco
Sport. I naprawdę dobrze się zapowiada!
Podczas prezentacji modelu szef Forda Jim Farley
zapowiedział, że Bronco będzie "solidny jak F-150 i dynamiczny jak Mustang". Pod
spodem powracająca terenówka Forda w rzeczywistości będzie wspierała się jednak
na podzespołach Rangera.
Z zewnątrz jednak nowy model nie pozostawia wątpliwości co
do swojego związku z kultowym w pewnych kręgach poprzednikiem. Ford twierdzi,
że jego zespół projektantów zaczął pracę nad nową generacją Bronco od
zeskanowania oryginału i potraktowaniu jego bryły jako punktu wyjścia.
Efektem jest pudełkowata sylwetka o charakterystycznych
detalach i z bardzo krótkimi zwisami. Prześwit wynosi blisko 30 cm, dzięki
czemu kąt zejścia wynosi 37,2 stopnia, a głębokość brodzenia to aż 85 cm.
Konstrukcja jest wsparta na stalowej ramie poprzez amortyzatory, które "dysponują
o 17 procent większym skokiem niż u rywali". Ciekawe o jakie auto chodzi…
Standardowo zawieszenie będzie składało się z układu
niezależnego z przodu oraz belki skrętnej na tylnej osi. Opcjonalnie będzie
można wymienić je na wyczynowy zestaw Bilsteina oraz doposażyć się w
hydrauliczny stabilizator, który ma jeszcze dodatkowo zwiększać możliwości auta
w terenie.
Do napędu posłuży znana z Mustanga i Focusa RS
czterocylindrowa jednostka 2.3 Ecoboost, która tu będzie generowała 270 KM i
310 Nm. Będzie ją można zastąpić na mocniejszą opcję V6 o pojemności 2,7 litra
i zdrowych parametrach 310 KM oraz 542 Nm. Silniki z napędem będzie można
połączyć przez ręczną skrzynię o siedmiu biegach lub dziesięciostopniowy
automat, który pracuje już między innymi w Rangerze Raptorze.
Reduktor ma stanowić wyposażenie standardowe, ale klient
będzie mógł wybrać spośród dwóch napędów na cztery koła. Dopiero drugi będzie
posiadał elektromechaniczną skrzynię rozdzielczą (pierwszy w elektroniczną). Wszędobylskie tryby jazdy
Ford zebrał w systemie, który określa łatwo zapadającym w pamięć określeniem
GOAT. Po angielsku wyraz ten oznacza gęś, ale tu jest skrótem od Go Over All
Terrain. W sumie do różnych warunków dostosowanych jest tu aż osiem trybów
jazdy, podobnie zresztą jak w Rangerze Raptorze.
Ducha oryginalnego Bronco dobrze widać w kabinie, która, wedle samych twórców, jest przede wszystkim prosta i trwała. Nie przeszkodziło im to jednak w zainstalowaniu przepastnych ekranów o przekątnej ośmiu lub dwunastu cali, na których wyświetlany jest system Sync najnowszej, czwartej generacji. Co ciekawe, w Bronco wgrane są do niego mapy ponad tysiąca szlaków terenowych, na których nowy Ford niewątpliwie świetnie się sprawdzi.
Ford lubi w swoich modelach zawierać wywołujące uśmiech na twarzy detale i nie inaczej jest tym razem. Gdzieniegdzie w kabinie widać grafikę wierzgającego konia. Odnosi się ona do nazwy Bronco, która w USA oznacza na wpół dzikiego konia.
Bronco 2020 będzie dostępny w trzech wariantach
nadwoziowych. Krótszy wariant dwudrzwiowy już w standardzie będzie wyposażony w
zdejmowalny dach i drzwi, tak by jego właściciel nie usłyszał od kolegi we
Wranglerze, że nowy Ford czegoś nie umie. Po drugiej stronie gamy stoi z kolei
Bronco Sport, które część swoich terenowych predyspozycji odda na rzecz
większej wszechstronności i nowoczesnego wyglądu, trochę w stylu tego, co Land
Rover zrobił z Defenderem.
Ceny modelu w USA będą zaczynały się od 29,995 dolarów, co przy obecnym kursie dolara oznacza niecałe 120 tys. złotych. Biorąc pod uwagę zaprezentowane informacje i kompetencje terenowe, jakimi cechuje się Ranger, Bronco nie ma wyjścia – musi stać się hitem Forda.
Czy doczekamy się premiery Bronco w Polsce? Biorąc pod uwagę, że mamy już na naszym rynku Rangera Raptora i Mustanga V8, teoretycznie nie powinno być ku temu przeciwwskazań. Niestety wewnętrzne dokumenty Forda wskazują, że póki co Amerykanie przewidują sprzedaż tego modelu wyłącznie w Ameryce Północnej oraz na Bliskim Wschodzie.